To co powiedział mi Nathan totalnie nie miało sensu. Musiałem zerwać z Gosią. Przynajmniej na chwilę. Nie układało nam się od jakiegoś czasu. Kocham ją, ale musimy zrobić sobie przerwę. Nie chcę z nią zrywać na zawsze, nie mógłbym tego zrobić. Dobra, McGuinness, ogarnij się i zadzwoń do Gośki ! Niech moc Slasha będzie ze mną przez cały czas.
- Halo ? - mm, kocham ten jej głos. Trudno będzie mi się z nim rozstać, ale będę musiał jakoś wytrzymać.
- Gosia, możesz się teraz ze mną spotkać ? - byłem zdenerwowany. Bałem się, że ona to wyczuje.
- Pewnie, ale... Jay, coś się stało ? - no świetnie. Po prostu zajebiście. Mam przechlapane. A jeśli od razu pomyśli, że chcę z nią zerwać ? Co się wtedy stanie ? Ona może sobie zrobić krzywdę. Nie dopuszczę do tego. No, ale... ugh, Jay ! Wytrzymaj !
- Nie, nic tylko... to znaczy... w sumie to tak. Spotkajmy się pod pizzerią niedaleko Twojego domu.
- Okay, będę za 10 minut. - rozłączyłem się i ubrałem na siebie czarną bluzę z kapturem. Jeszcze tylko telefon do kieszeni i wyszedłem z domu. Pod pizzerię 5 minut - spoko. Zdążę jeszcze sobie moją przemowę wymyślić. Idę, idę. Kabum ! Kurwa, ona już tam stoi. Dobra, będę improwizował. Kiedy mnie zobaczyła, odwróciła wzrok od chodnika, uśmiechnęła się i mi pomachała.
- Hej. - odezwała się czule i cmoknęła mnie w policzek. I te pocałunki. Mmm, ale się rozmarzyłem. Nigdy ich nie zapomnę.
- Będę za nimi tęsknił. - jesus, ja to powiedziałem na głos ?! Kurwa. Co ja jej teraz powiem ?!
- Jay, za czym ? - coś muszę wydukać.
- Em... za... lokami... tak ? ... tak. Za lokami. Postanowiłem wyprostować włosy i je ściąć. - co ja kurwa gadam ?! Jay, nie żartuj. Powiedz jej prawdę. Zaboli ją to, wiem. Ale muszę to zrobić.
- Serio ? Hm... nigdy nie sądziłam, że mógłbyś coś takiego zrobić swoim ukochanym loczkom. - pogłaskała mnie po głowie. Ach... - Mówiłeś, że nigdy ich nie zetniesz, ani nic, a tu coś takiego, no podziwiam Cię... - no nie wytrzymałem !
- Gosia, musimy zerwać ! - nie chciałem słuchać jej histerii, ani płaczu, ani tego, że się tego nie spodziewała, że myślała, że ją kocham. Nie chciałem. Po prostu. Odszedłem stamtąd jak najszybciej. Ja ją kocham. Miałem zamiar wtedy jej wszystko wyjaśnić, ale to co tam powiedziałem złamało jej serce. Na pewno złamało. Nie uwierzyłaby mi w tą całą przerwę. Znienawidziła mnie. Na pewno. Przecież wcale tego nie chciałem ! Chciałem dać nam trochę czasu. Ja naprawdę ją kocham i chcę dla niej jak najlepiej.
- Jay ! Czemu ?! - słyszałem jej krzyki. Nie mogłem być kimś takim dla osoby, którą tak mocno kocham. Dobra, odwróciłem się. Ale ona tylko upadła na kolana i płakała. Nic dziwnego, złamałem jej serce. Ale to tylko przerwa, nawet nie prawdziwe zerwanie. Żadna zdrada, nic z tych rzeczy. Nie zrobiłbym jej tego. A jednak, zraniłem ją. Pójdę się zabić. Nie chwila, na pierwszym miejscu wstawię uchlanie się w cztery banie. Dopiero potem samobójstwo. Gdy już wróciłem do domu, pobiegłem do swojego burdelu i zamknąłem drzwi na wszystkie spusty. Nikt nie powinien mi wtedy przeszkadzać. Kurwa, łzy się polały. Nie Gosi, moje. Wrażliwy jestem, ona również. Nie można było jej zranić. A ja to zrobiłem. Zbyt często przeze mnie cierpiała. Ostatnio pomyślała, że się z nią nudzę, że ją zdradzam, a ja jej piosenkę zaśpiewałem i mi wybaczyła. Poczuła się szczęśliwa. Ja pierdole, co się ze mną dzieje. Nigdy taki nie byłem. Nie zraniłbym kogoś, na kim mi strasznie zależy. A na Gosi mi w chuj zależało. Muszę to jakoś odkręcić. Tylko jak ? Ona nie będzie chciała ze mną gadać. Nic nie wymyślę. Nigdy mi nie wybaczy. Nigdy już ze mną nie będzie. Nigdy nie będę już jej chłopakiem. Tylko wrogiem. Kimś, kogo nienawidzi. To takie okropne. Jośka nie przetrwa. To było gdzieś na początku czerwca. Lekcja gitary w szkole muzycznej. Kiedy tylko zaczęliśmy śpiewać, kiedy tylko na nią spojrzałem... Wiedziałem, że ona do końca życia będzie moja. A tu proszę, debilizm się u mnie uaktywnił i dziękuję, do widzenia. Boże... co za idiota. Olać alkohol, idę się zabić. Nie mam innego wyjścia. Ciekawe, czy reszta chłopaków jest w domu. Nathan to tam za Anką pobiegł i raczej jeszcze nie wrócił. Zostali mi Max, Tom i Siva. Pewnie każdy siedzi u siebie. Więc nikt mi w niczym nie przeszkodzi. Zszedłem szybko do kuchni. Grzebałem w szufladach, nigdzie nie mogłem ich znaleźć. Chwila, może są w szafce na leki. No tak, tabletki nasenne chyba są tabletkami, tak ?! A tabletki to leki. Ja pierdole, przez to wszystko bardziej zgłupiałem. Dobra, wyrzuciłem z szafki wszystkie pudełka na kuchenny blat. Bandaże, aspiryna, woda utleniona, spirytus... To nie to. No gdzie one są ?! Dobra, znalazłem. Jedną czy dwie ? Chuj z tym, biorę całą paczkę. Schowałem wszystko do szafki, żeby się chłopaki nie skapnęli jakby tu weszli. Dobra, biorę i do pokoju. Szybko rzuciłem tabletki na łóżko. Zamknąłem drzwi. Podszedłem do łóżka. Kurwa, nie zakluczyłem drzwi. A kij z tym, jak już umrę, to się jakimiś jebanymi drzwiami przejmować nie będę. Usiadłem na łóżku. Wyjąłem z kieszeni komórkę. Spojrzałem na tapetę. Widniało na niej zdjęcie Gosi ze mną. Mówili, że jesteśmy śliczną parą. Niezwykle dobraną. Sorki, byliśmy. Śliczną parą. Niezwykle dobraną. Tsa, a teraz ja to wszystko spieprzyłem. Co chwila spoglądałem na zdjęcie, co chwila na pudełko tabletek. I tak na zmianę. Nie chciałem się zabijać. Chciałem jeszcze żyć i wszystko wyjaśnić. Ale wiedziałem, że Gosia mi nie uwierzy i sama sobie coś zrobi. Nadal ją kochałem, a skoro nie mogłem nic z tym zrobić, to pewnie miało tak być. Przecież i tak w końcu kiedyś byśmy zerwali. Na przykład, ona ze mną. Poczułaby, że nadszedł ten czas. Najgorsze uczucie w moim życiu. Jeszcze raz spojrzałem na telefon. Uśmiechnąłem się lekko.
- Kocham Cię skarbie... - po policzku spłynęła mi ostatnia łza w moim życiu. - ... i przepraszam. - spadła ona na ekran telefonu. Delikatnie odłożyłem telefon na łóżko tak, aby łza nadal tam pozostała. Chciałem, aby wszyscy wiedzieli, że popełniłem wielki błąd i bardzo, ale to bardzo tego żałuję. Otworzyłem opakowanie i wysypałem na rękę kilka tabletek. Obróciłem każdą palcami. Dobra, Jay. Weź się w garść i zrób to. Okay, pierwsza do ust. Połknąłem. Nie było tak źle. Wziąłem resztę z opakowania i połknąłem wszystkie naraz. Dobra, na razie wszystko jest okay. Wstałem na chwilę z łóżka, ale już po sekundzie poczułem dziwny ucisk w sercu, a potem zawrót głowy i upadłem na podłogę. Kiedy spadałem, chyba w coś uderzyłem, bo razem ze mną spadło coś jeszcze. Miałem nadzieję, że to nie załzawiony telefon. Chwila, to było coś ze szkła, bo się roztłukło. Hm, przed łóżkiem była mała komoda, na której leżała szklana ramka na 5 zdjęć. Na jednym byłem ja sam, na drugim sama Gosia, na trzecim ja z Gosią, na czwartym ja z chłopakami, a na ostatnim wszyscy razem wzięci, czyli my razem z dziewczynami. Rozpieprzyłem nasze wspomnienia. Jestem beznadziejny. Sądziłem, że już nie żyłem, ale nie... hm, minęła chyba godzina... tak myślę. A obudziłem się w pokoju, a nade mną Max, Siva i Tom.
- Chwila, chyba się budzi. - szepnął mulat.
- To ja wciąż żyję ? Kurwa. - próbowałem się podnieść, ale nie pozwalał mi potworny ból głowy. Dobra, musiałem się podnieść. Jakiś jebany ból głowy nie przeszkodzi mi w samobójstwie.
- Jay, uspokój się. Zaraz dzwonię po karetkę. - Max, pojebało Cię ?! Żadnych karetek !
- Nie ! Nie chcę żadnych karetek ! Żadnych jebanych lekarzy ! - przez tą wściekłość łeb zaczął mi walić coraz mocniej, ale wstałem. Po powstaniu zakręciło mi się w głowie, ale po krótkiej chwili odzyskałem równowagę.
- Dajcie mi jakąś żyletkę. - no znowu, powiedziałem to na głos. A chciałem, żeby to pozostało w moich myślach. Ale ten cholerny ból nie dawał mi myśleć.
- Że co ? Jay, nie mamy żadnych żyletek. Nie pozwolimy Ci tego zrobić. - dobra, jak chcecie. Wymyślę coś innego, ale jak już się ogarniecie. Usiadłem powoli na łóżko i wziąłem do ręki telefon. Otarłem łzę, która nadal tam była. Wow, przetrwała aż godzinę. Brawo. Znowu. Tapeta. Gosia. Nie mogłem o niej zapomnieć. Jak tylko na nią patrzę, to od razu przypomina mi się ten jej płacz, krzyki, moja ucieczka i próba samobójcza. Mogę sobie takie rzeczy przypomnieć nawet przy tak okropnym bólu głowy. A jednak, jestem dziwny. Seev i Tom usiedli obok mnie, a Max stanął przede mną patrząc na podłogę.
- Max, co jest ? - spytał Tom.
- To. - wskazał palcem na wyznaczony punkt jego obserwacji na podłodze. Spojrzałem tam. Nie wierzę. Miałem rację. Rzeczywiście spieprzyłem nasze wspomnienia. Kurwa, co ja zrobiłem. Wszystkie ramki stłuczone, a zdjęcia pogniecione. Widocznie chłopaki wchodząc tu niechcący na nie nadepnęli. Ale to nic, w porównaniu do tego, co ja zrobiłem. Ale kolejna próba samobójcza nie ma żadnego sensu. Wiem, że i tak mi się nie uda. Najwidoczniej ktoś chce, żebym nadal żył. Dla niego. Tej osoby. Lub kilku osób. Lub całego świata. No tak, fani mi na to nie pozwolą. Może właśnie dlatego tylko zemdlałem.
- Boże... - załamałem się. Po raz kolejny. Twarz schowałem w dłoniach i po prostu się popłakałem. Zniszczyłem nasze wspomnienia. Zniszczyłem jedyny dowód na to, że kiedyś moje życie było inne. Dowód na to, że kiedyś byłem szczęśliwy. Dowód na to, że kiedyś wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Dowód na to, że kiedyś żyłem marzeniami. Dowód na wszystko. Spieprzyłem wszystko.
Kobuszku masz ;3 ja Ci tam czekam na ślub :D
na szczęście Jay przeżył :3
ktoś się cieszy ? no wiem, wszyscy.
bez Jaya nie byłoby tych wszystkich odpałów.
oczywiście, cały rozdział pisany przy piosence, którą Kobusz niedawno poznała i polubiła ^^
tu macie : bullet for my valentine - tears don't fall
sądzę, że ona bardzo mi pomogła w pisaniu rozdziału ;D
pasowała do dzisiejszego tematu nexta ;___;
komentujcie XD
papapapap