hhhh

hhhh

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 27

*** oczami Nathan'a ***
Kiedy wróciliśmy z Anią do domu zdziwiło mnie to, że nikogo tam nie było. Poszliśmy powoli na górę, tak żeby Ania się nie przewróciła. Musiałem teraz o nią dbać jak nigdy wcześniej. Potrzebowała tego. 
- Kochanie, musisz odpocząć. - powiedziałem, otwierając drzwi od naszego pokoju.
- Nie, Nathan. Nie muszę. Wszystko jest dobrze. Naprawdę. - nie wierzyłem jej. Musiała odpocząć. 
- Nie ma opcji, po tak męczącym dniu powinnaś odpocząć. Już, połóż się na łóżku. - objąłem ją i wolno położyłem na miękkim łóżku.
- Dziękuję. - musnęła delikatnie moje usta.
- Śpij skarbie. - pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem. Postanowiłem pogadać z Jayem i dowiedzieć się, czy coś wymyślił w sprawie jego i Gośki. Wszedłem do jego pokoju i oniemiałem. Byli tam Tom, Siva, Max... oni pocieszali Jay'a. Kurwa, o co chodzi !? A sam Jay... płakał. Nie wiedziałem co mam zrobić. Tom spojrzał na mnie z ponurą miną. Swój wzrok zwróciłem na podłogę. Były tam potłuczone ramki i zniszczone zdjęcia. Jay nie zauważył, że byłem w jego pokoju. Podszedłem od tyłu łóżka do Sivy.
- Chłopaki, mogę z nim pogadać na osobności ?
- Pewnie. Jay, Nath chce z Tobą pogadać. - powiedział do Jay'a, a on nawet nie pokiwał głową. Żadnej odpowiedzi. Żadnego ruchu.
- Jay, co jest ? - spytałem, kiedy chłopaki już wyszli.
- Daj mi spokój. Chcę być sam. - poklepałem go po plecach.
- Stary, przecież jesteśmy braćmi. Powiedz, co się stało. Pomogę Ci. - chyba go wkurzyłem, bo zerwał się z łóżka i ledwo mnie uderzył.
- Nie ! Nikt nie może mi pomóc ! Rozumiesz ?! Daj-cie-mi-spo-kój ! Mam Ci to napisać, żebyś umiał to ogarnąć ?!
- Ej, nie krzycz tak, bo Ania śpi. - powiedziałem cicho, żeby go jakoś uspokoić.
- Jezu Nathan, przepraszam, ale... trudno jest się opanować, kiedy straciło się najważniejszą osobę w swoim życiu.
- Co Ty... jakbym tego nie wiedział. Chwila, Ty mówisz o...
- Tak, zerwałem z nią.
- Że co ? Przecież mówiłem, że to bez sensu. 
- No wiem, ale... nie miałem innego wyboru. - no chyba go pojebało ! Jak mógł zerwać z Gośką ? Tworzyli taką piękną parę... Muszę to naprawić.
- Nie rozumiem Cię stary... Zmieniłeś się. No cóż, jak zwykle ja muszę po Tobie sprzątać. - skierowałem się do wyjścia - Ogarnij się idioto, bo źle z tym skończysz. - piękne zakończenie i wychodzę. Miałem plan, żeby wrócić do siebie, ale Ania spała, so zszedłem do kuchni, żeby zrobić jakiś obiad. Przy blacie stał Tom i popijał kawę.
- Słuchaj stary, nie chciałem tego... - zacząłem. - Proszę, wybacz mi. To było silniejsze ode mnie. Ja... no, przepraszam. - chciałem już zakończyć ten spór, bo bałem się, że to odbije się na naszym zespole.
- Nic się przecież nie stało, każdy by się tak zachował na Twoim miejscu. Pamiętaj, nie żywię do Ciebie żadnej urazy. - przytulił mnie, klepnął kilka razy po plecach i podszedł do drzwi wyjściowych. - Idę z Gabi do kina. - posłałem mu uśmiech i zabrałem się za przygotowanie obiadu. Zajrzałem do lodówki. Zajebiście, nic nie ma. Tylko kilka jajek i resztka zepsutej musztardy. Z tego raczej zrobię jakąś papkę dla babci. Hmm, co by tu... Nie pójdę na zakupy, bo sklep troszkę dalej od nas. Wiem, zamówię kilka rzeczy przez neta. Poszedłem do mojego pokoju, gdzie był laptop. Lekko uchyliłem drzwi i wszedłem do środka. Spojrzałem na łóżko. Aww, Ania tak słodko spała. Dobra, Sykes ogarnij dupę, cza znaleźć laptopa. Kątem oka zauważyłem, że leżał na szafie. Kurwa, co on tam robił to nawet tego wiedzieć nie chcę. Ta, wszystko fajnie, tylko jak ja go stamtąd ściągnę? Za niski jestem, ja pierdole. Wziąłem krzesło i stanąłem na nim. Gdy ściągnąłem laptopa, z szafy spadło kilka książek. No zajebiście, obudziłem Anię. Szybko odłożyłem krzesło na miejsce, a laptopa położyłem na biurku. Podszedłem do łóżka.
- Skarbie, przepraszam. Chciałem tylko wziąć laptopa, bo muszę zrobić zakupy. Śpij jeszcze, przyjdę do ciebie później, obiecuję. - szepnąłem i pogłaskałem ją po głowie. Ona tylko się uśmiechnęła i odwróciła tyłem do mnie. Uff, poszła spać. Po cichu wyszedłem z laptopem w ręku. Usiadłem przy stole w kuchni i włączyłem go. Nie minęło piętnaście minut, a już wszystko kupiłem. Dostawa powinna zaraz przyjechać. Tymczasem ja ogarnąłem trochę kuchnię, bo kurwa jak chlew wyglądała. Akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Podbiegłem do nich, a po chwili już miałem wszystkie potrzebne produkty. Położyłem je na blacie, a resztę zbędnych schowałem. No to tak, wymyśliłem, żeby może jakiś makaron zrobić, tylko jaki... Hmm, może z brokułami? Albo szpinakiem? Tak, to dopiero była myśl. Makaron wrzuciłem do garnka, a z zamrażarki wyjąłem plastikowe pudełko, w którym był szpinak. Rozgrzałem patelnię i rozłożyłem na niej zielone "chwasty". Od razu wyjąłem czarne głębokie talerze, widelce, oraz kilka szklanek. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej jakiś sok, chyba jabłkowy, ale nie chciało mi się próbować. Naczynia rozłożyłem na drewnianym stole, do szklanek nalałem trochę soku. Makaron się ugotował, także musiałem go odcedzić. Szpinak też był już gotowy, so wrzuciłem go do dużej białej miski, a po chwili znalazł się tam również makaron. Starłem trochę sera, który po chwili też był w misce. Zmieszałem wszystko i położyłem miskę na stole. Włożyłem do niej dwie duże "łychy" i uśmiechnąłem się z dumą. Jam, Nathan Sykes przyrządził w tak krótkim czasie wyśmienity obiad. Dobra, teraz trzeba zwołać wszystkich do kuchni. Najpierw poszedłem po Sivę i Maxa, którzy już po chwili znajdowali się na dole. Potem pobiegłem do Jay'a. Wiem, że powinienem zostawić go samego, ale chyba musiał coś jeść, co nie? Zwłaszcza takie dobre danie, które sam przyrządziłem. Z lekkim wahaniem zszedł na dół. Została mi Ania. Cicho wszedłem do mojego pokoju, dalej spała. Podszedłem do łóżka i szepnąłem.
- Aniu, zrobiłem obiad. Przyjdziesz do nas? - otworzyła oczy i ziewnęła.
- Nathan, nie jestem głodna.
- Kotku, ale musisz coś zjeść. Jesteś osłabiona. - zaczesałem jej włosy za ucho.
- Nie muszę, naprawdę. Zaufaj mi, jest dobrze tak jak jest. - nie chciałem jej wierzyć, ale też wolałem nie wszczynać kolejnej awantury.
- No dobrze, ale i tak Ci trochę zostawię. - lekko się uśmiechnęła.
- Ok, potem zjem.
- Będziesz jeszcze spać?
- Wiesz, chyba nie... Pójdę do łazienki się odświeżyć. 
- Dobra, to do zobaczenia. - musnąłem jej usta i zszedłem na dół.
Chłopaki jedli w totalnej ciszy. Dziwiło mnie to, ale byłem tak głodny, że nie chciałem się tym wtedy zajmować. Pierwszy skończył Jay. Wstał, i już chciał odejść od nas, ale go zatrzymałem.
- Jay, czy mógłbyś z nami zostać? - Tom i Max również na niego spojrzeli. Odwrócił się w naszą stronę.
- A po co? Będziecie mnie pilnować, żebym znowu nie chciał popełnić samobójstwa?
- Stary, uspokój się, przecież wiesz, że chcemy dla Ciebie jak najlepiej... - odezwał się Max. 
- Chcemy Ci pomóc, nie rozumiesz tego? - spytałem.
- Chłopaki, słuchajcie. Nie jestem dzieckiem, żebyście musieli mnie pilnować. Mam swój rozum, nie potrzebuję niczyjej pomocy.
- Po tym, co zrobiłeś, wątpię, żebyś miał rozum. - dodał Tom. Jay ze smutkiem na niego spojrzał.
- Myślisz, że jest mi z tym łatwo? Myślisz, że tego chciałem?
- Jay posłuchaj, jeśli masz jakiś problem, to przecież możesz nam o tym powiedzieć. My Cię zrozumiemy, pomożemy Ci... - powiedziałem. Miałem przeczucie, że coś go dręczy. Ale nie ta cała sprawa z Gosią, coś innego. Musiałem się dowiedzieć co. Musiałem mu pomóc.
- No dobra... - rzekł i usiadł na swoim miejscu. - Kiedy miałem osiemnaście lat, zerwała ze mną dziewczyna. Byliśmy ze sobą całe dwa lata, myślałem że nasz związek może trwać wieki. Pomyliłem się... Rzuciła mnie z tego samego powodu, co ja rzuciłem Gosię. Zraniła mnie, nie mogłem w to uwierzyć. Tak dobrze nam się układało...


Podoba się ? Wiem, że nie xDDDD. 
Ale napisałam, wreszcie hyhyhy. ;)
Tak mnie naszło, że aż napisałam. Cud, zapiszcie to w kalendarzu. : D
Ja lecę, pa. c: